Trudne tematy, odc. 50: Dlaczego?

Dorota Suder

Opowieść o przyjaźni chorego chłopca z psem nie może zacząć się zwyczajnie. Trudno uwierzyć, że Haatchi, bo tak się ten owczarek anatolijski dziś się wabi, zdołał ponownie zaufać człowiekowi, po tym jak w środku styczniowej nocy ktoś przywiązał pięciomiesięcznego szczeniaka do torów kolejowych skazując go na pewną śmierć. Okrucieństwo wobec żywego stworzenia, zasługujące na największe potępienie, mogło być dziełem tylko kogoś pozbawionego podstawowych ludzkich uczuć. Haatchi, choć jeszcze bardzo młody i niedoświadczony, był świadomy niebezpieczeństwa i pomimo osłabienia zdołał zsunąć się z szyn na betonowy podkład. Instynkt podpowiedział mu, że nie wolno drgnąć, gdy nadjedzie stalowy potwór. Już po przejeździe maszyny, zaalarmowani jego popiskiwaniem dobrzy ludzie, przenieśli futrzaną kulę w bezpieczne miejsce. Cudem uratowany pies odniósł jednak poważne obrażenia, jedną z tylnych łap i ogon trzeba było szybko amputować, by uniknąć zakażenia.

Haatchi był silnym psem, przedstawicielem okazałej rasy, która wywodzi się od psów pasterskich żyjących na terenie centralnej Turcji, w Anatolii. Psy te wykorzystywane od wieków do pilnowania stad owiec, zyskały silny instynkt terytorialny, co stanowi o cechach ich charakteru i jest wykorzystywane również w tresurze. Po amputacji łapy, wszyscy którym dalszy los tego pięknego i mądrego psa głęboko leżał na sercu, obawiali się czy tak wielkie zwierzę zdoła się poruszać na trzech kończynach. Czy zdoła przyzwyczaić się do nowego trybu życia? Czy zdoła przyzwyczaić się do nowego środka ciężkości i nauczy się chodzić tak, by nie upadać. Początki były trudne. Pies wciąż tracił równowagę. Na jeszcze nie zagojonym kikucie ogona raz po raz odnawiała się rana. Jednak zdumiewał swych opiekunów dzielnością, cierpliwością i spokojem. I apetytem na życie.

Ci, którzy uratowali Haatchi’ego nie mogli zatrzymać psa na stałe. Poszukiwania nowego właściciela były trudne, bo duży szczeniak wymagał dużej uwagi, troskliwej opieki, zabiegów rehabilitacyjnych i systematycznej kontroli weterynaryjnej. Wszystko wskazywało na to, że pies będzie musiał spędzić długie miesiące w schronisku dla zwierząt. Czy tak się stało?

Ciąg dalszy historii Hatchi’ego w następnym odcinku.