Trudne tematy, odc. 40: Ołówek w bożej dłoni

Dorota Suder

Dzisiaj napiszę o dobrym słowie, jak również o pewnej kobiecie, która swą postawą wywarła na mnie duże wrażenie i choć odeszła już do domu Pana wciąż budzi mój szacunek i uznanie. Szczerze wypowiedziane dobre słowo zawiera w sobie „magię” i jest pokarmem dla duszy, pod warunkiem, że dzielimy się tym co mamy najcenniejsze w sercu, czyli naszymi pozytywnymi uczuciami i emocjami.

Dzielenie się dobrym słowem nic nie kosztuje, a raz wypowiedziane pozostaje w naszej pamięci na długi czas. Czasem to, co możemy ofiarować drugiemu człowiekowi to tylko dobre słowo, pełne troski o niego, by nie czuł się już samotny i odrzucony. I tak myśl o dobrym słowie doprowadziła mnie do postaci Matki Teresy, która pomimo swojej delikatnej powierzchowności, niemalże kruchości, posiadała ogromną siłę ducha, pokorę i wielkie serce. Sama o sobie napisała: Jestem tylko ołówkiem w ręce Boga. Była w pełni świadoma jak trudną, ryzykowną i odpowiedzialną misję od Niego otrzymała.

Indie to kraj, w którym spotykają się dwa zupełnie odmienne światy. Bogactwo i bieda. W tym drugim świecie ubóstwo, brak nadziei, odtrącenie i skazanie na niebyt jest codziennością. Matka Teresa weszła w świat biedy, docierając do najbardziej chorych i potrzebujących opieki, miłości, ciepła i schronienia, do ludzi skazanych na życie na ulicy. W dosłownym tego słowa znaczeniu. Tych najbardziej chorych Matka Teresa ratowała przenosząc do stworzonych przez siebie i siostry Misjonarki Miłości, domów. Czasem tylko po to, by mogli umrzeć w godnych warunkach. Pragnęła, by ci ciężko chorzy odchodzili z tego świata w miejscu, w którym mogą doświadczyć bezinteresownej miłości, gdzie nie byli już sami.  Od tej chwili ich rodziną stawały się siostry, które z największą troską, empatią i delikatnością dbały o nich, cierpliwie ich karmiąc i opatrując, ocierając krople potu z ich wymęczonych i utrudzonych twarzy, trzymając za rękę w chwili śmierci.

Matka Teresa i Jej załoga docierały wszędzie tam, gdzie przebywali ludzie wypchnięci poza nawias społeczeństwa, tam, gdzie nikt się nie ośmielił chodzić. W miejsca, o których chciano zapomnieć. Dla tej drobnej kobiety i jej towarzyszek ubranych w białe sari, ozdobione jedynie niebieską lamówką, każdy człowiek był ważny. Każdy człowiek był bratem,  którego nie można pozostawić bez pomocy, nawet jeśli miałaby być to opieka przez bardzo krótki czas.

Myślę, że dzięki Matce Teresie wielu ludzi odchodziło do Nieba w spokoju, zaznając jednej z niewielu szczęśliwych chwil w swoim życiu.