Trudne tematy, odc. 29: Nie jesteś sam Dalajlamo

Dorota Suder

Powracam życzliwą myślą i współczuciem do małych i dużych Tybetańczyków. Chcę poświecić jeszcze kilka słów ich religijnemu i politycznemu przywódcy, umiłowanemu przez swój lud XIV Dalajlamie. Ten skromny, pokorny i charyzmatyczny człowiek pochodzi z tybetańskiej prowincji Amdo, wyróżniającej się wśród innych swym pięknem i malowniczością. Ulubionym daniem Jego Świątobliwości są pierożki momo, podawane na słodko z farszem z mięsa jaka i warzywami, które przywędrowały do Tybetu z Indii.  Podobnie jak i zielony makaron cukrowy.

Życie mieszkańców Tybetu toczyłoby się nadal w spokoju, a każdy dzień upływałby na pracy w domu, hodowli zwierząt i uprawie roli oraz na modlitwach, gdyby nie brutalne wkroczenie wojsk chińskich, które zabrało im przez wieki wypracowany spokój i poczucie bezpieczeństwa. W tym trudnym, przełomowym, burzliwym i niepewnym dla całego narodu czasie młody Dalajlama przebywał w swoim letnim pałacu i rozmyślał o sprawach swojego kraju. Zanim podjął decyzję o ucieczce odwołał się do wyroczni, czyli do ludzkiego medium, przez które moce zaświatów przekazują swoje wskazówki i decyzje. Stosując się do rady wyroczni Dalajlama postanowił, że w dniu 17 marca 1959 roku ucieknie z Tybetu, choć jego pałac był otoczony przez chińskie wojska. Ktoś jednak czuwał nad jego losem, gdyż w dniu ucieczki zerwała się potężna burza piaskowa, dzięki której pozostał niezauważony i wydostał się z pałacu. W czasie wyczerpującej podróży do Indii 25-letniemu Dalajlamie towarzyszyli Khampowie – buddyjscy mnisi i urzędnicy, którzy w akcie lojalności i miłości wobec swego przywódcy gotowi byli za niego oddać życie.

Wielkim uczuciem darzono jego osobę i daleko sięgało i sięga poświęcenie jego współbraci. Pozostający w ojczyźnie mnisi i mniszki, choć są świadomi czekających ich kar i represji, wciąż pozostają wierni Dalajlamie i głoszą hasła popierające jego działania na obczyźnie, życząc mu długiego życia i spotkania w wolnym Tybecie. Kiedyś w przyszłości.

Z powodu swej niezłomności trafiają do chińskich więzień, gdzie mnisi i mniszki stanowią 80% więźniów politycznych i są najgorzej traktowani. Jeśli wychodzą na wolność to wciąż są bacznie obserwowani i dlatego zwykle chcą jak najszybciej przedostać się do Indii, gdzie mogą poczuć się bezpiecznie. Każdy z nich pragnie jednak, by Tybet był wreszcie wolny i by wszyscy Tybetańczycy mogli znów wieść spokojne, niczym niezmącone życie, oparte na miłości i szacunku do bliźniego. Czego z serca im wszystkim życzę.