Trudne tematy, odc. 28: Ludzkie przeżywanie

Dorota Suder

Drogi Czytelniku, witam słonecznie pomimo smutnej, jesiennej aury za oknem. Świat zwierząt nieustannie budzi moją fascynację i podziw. Opiekując się moją kochaną skrzydlatą przyjaciółką od serca – Gają, na co dzień doświadczam wielu miłych chwil w kontakcie ze zwierzętami.
Dziś jednak kieruję swoje przemyślenia w stronę znacznie większych przedstawicieli fauny, z którymi nie mamy na ogół do czynienia, jeśli mieszkamy poza Afryką czy daleką Azją. Mam na myśli słonie, które „od zawsze” darzę estymą i szacunkiem. Słonie z natury są spokojne i zrównoważone. Pomimo budzących obawy rozmiarów są to zwierzęta o niezmiernie czułym, dobrym sercu, wrodzonej empatii, mądrości i zdolności przeżywania smutku. Okazuje się, że nie tylko ludzie mają monopol na odczuwanie żalu i boleści po stracie bliskich, a badania i obserwacje życia tych pięknych i majestatycznych stworzeń dowodzą, że i one wykazują podobny szeroki wachlarz emocji, zwłaszcza kiedy ich najbliżsi na zawsze odchodzą.
Gdy umiera słoń zbiera się wokół niego całe słoniowe stado. Zwierzęta kiwają się w przód i w tył, z największą delikatnością muskają trąbą ciało swojego towarzysza, próbują je unieść w nadziei, że to tylko chwilowa niedyspozycja, po czym przekonane o nieuchronności śmierci przynoszą na miejsce liście i gałązki, precyzyjnie układając je na zmarłym.
Słonie mają niezwykłą pamięć przekazywaną z pokolenia na pokolenie. Raz zapamiętane zdarzenie zostaje na kartach ich pamięci na zawsze. Chciałabym, by rejestrowały wyłącznie chwile dla nich dobre, ale z powodu chciwości człowieka i jego pogoni za kością słoniową, wiele tych wspaniałych zwierząt nadal ginie, pozostawiając po sobie młode, które bez dorosłych osobników skazane są również na śmierć.
Słonice są bardzo dobrymi i oddanymi matkami. Nigdy z własnej woli nie porzucają swojego maleństwa, chyba że przyczyni się do tego okrutny i pozbawiony uczuć ludzkich kłusownik. Pozostawione bezbronne i zrozpaczone słoniątko chce umrzeć razem z mamą. I tak się stanie, chyba, że zostanie odnalezione przez ludzi, którzy się nim zaopiekują i stworzą warunku jak najbardziej zbliżone do tych, które zapewniała mu słoniowa matka. Jest to jednak bardzo trudne i wymaga od nowych opiekunów mnóstwa miłości, troski, zaangażowania i odpowiedzialności. Na szczęście są tacy ludzie, którzy próbują naprawić to, co zniszczyli inni przedstawiciele ludzkiego gatunku. Najlepiej w roli opiekunów osieroconych słoniątek sprawdza się grupa tych samych ludzi, która przypomina małemu słoniowi jego własne stado. Słonie żyją w grupie, a każdy z nich ma swój wkład w opieką nad najmłodszymi członkami stada. Młodymi zajmują się więc nie tylko matki, ale także ich starsze siostry, ciotki i kuzynki. Słoniowi ojcowie, wujkowie i bracia interweniują, gdy całemu stadu grozi niebezpieczeństwo ze strony ludzi lub innych drapieżników. Kiedy cała słoniowa rodzina przemierza sawannę w drodze do wodopoju nikt nie jest pozostawiony bez pomocy. Słonie są altruistami i z łatwością wczuwają się w potrzeby innych członków stada. Jeśli któryś z nich nie ma siły, by nadążyć za grupą, zwalniają i idą powoli tak, by ich pobratymiec mógł dorównać im kroku. Kiedy któryś z nich z osłabienia kładzie się na ziemi, zatrzymują się i próbują go podnieść używając własnych kłów i trąb. Nie ma wątpliwości, że słonie współodczuwają, przeżywają żal i rozumieją śmierć, choć nie są do niej przygotowani, a ich boleść sprowadza się do utraty towarzysza.
Muszę w tym miejscu wspomnieć mego kochanego Puszka, który nie przepadał za wychodzeniem na balkon. Wolał oglądać świat z bezpiecznego progu pokoju, chyba, że sama mu towarzyszyłam tuląc go w ramionach. W czasie, gdy ciężko zachorował i gdy zbliżało się nieuniknione rozstanie, Puszek pomimo osłabienia sam z własnej woli podążył na balkon i trwał tam tak długo, jakby chciał się pożegnać z całym światem.
Zwierzęta zdecydowanie za krótko nam towarzyszą, a ich odchodzenie pozostawia w naszych sercach wielką wyrwę. Mimo, że od odejścia Puszka minęło już siedem lat wciąż czuję żal, że nie ma go już ze mną.