Trudne tematy, odc. 26: Sercem malowana twarz ukochana

Dorota Suder

Zostajemy w Tybecie. Dziś historia istot, które muszą się rozstać, choć wiąże ich najsilniejsza z miłości – miłość małych dzieci i rodziców. Wracamy do dzielnych małych Tybetańczyków, wędrujących przez himalajskie bezdroża w poszukiwaniu lepszego życia. W tej ciężkiej przeprawie przez najwyższe góry nie towarzyszą im rodzice, którzy na co dzień muszą zajmować się uprawą ziemi lub koczowniczą hodowlą jaków, by tym sposobem utrzymać resztę rodziny i uchronić ją przed głodem. Nie są to małe rodziny, bo w Tybecie rodzinę tworzą kolejne pokolenia, także ludzie sędziwi i zniedołężniali, którymi także trzeba się zaopiekować i zatroszczyć o ich podstawowe potrzeby. Ludzie starsi darzeni są w tej części świata tradycyjnie wyjątkowym szacunkiem i zawsze mogą liczyć na pomoc bliskich.

Tybetańskie dzieci wyruszają w wędrówkę do Indii zawsze w towarzystwie przewodnika. Rodziny w miarę swoich możliwości wyposażają się je w ciepłe kurtki, nieprzemakalne obuwie i zabudowane czapki zwane kominiarkami.  Mogą liczyć na opiekę, pomoc, wsparcie i dobre słowo przewodnika kiedy poczują zmęczenie, ale muszą znaleźć dość sił, by iść w takim tempie w jakim porusza się cała grupa. Pozostanie gdzieś z tyłu grozi pobłądzeniem, śmiercią z zimna lub głodu, albo uwięzieniem przez Chińczyków. Decyzję o ucieczce podejmuje się w ścisłym gronie ludzi zaufanych tak, by jak najmniej osób było wtajemniczonych w plan i by tajne służby chińskie w żaden sposób nie mogły się o tym fakcie dowiedzieć. Zazwyczaj przeprawa odbywa się zimą, gdyż nie ma wówczas tak gwałtownych wahań temperatury jak to ma miejsce w okresie letnio-wiosennym, gdy w czasie dnia jest bardzo gorąco, a w nocy temperatura spada poniżej zera doprowadzając do poważnych odmrożeń u małych wędrowców. Przed wyruszeniem dzieci w tak niepewną i niebezpieczną podróż ich rodzice pragną nadać wyjątkowy charakter pożegnaniu. Zwykle przygotowuje się wówczas uroczysty choć skromny posiłek. Rodzice starają się w tym czasie nie niepokoić niczym swoich dzieci i nie okazywać im swojego smutku z powodu rozstania. Dzieci otrzymują od nich na szczęście białą szarfę wraz z barwnymi modlitewnymi chorągiewkami. Na każdej z nich znajduje się symbole dobrobytu i szczęścia. Dzieci otrzymują również osobiste amulety, a czasem i medaliony z wizerunkiem Dalajlamy na ręcznie tkanej tasiemce. Dorośli proszą swoje  dzieci, by po dotarciu do granicy białą szarfę z napisanymi na niej imionami członów rodziny rozwiesili pomiędzy dwoma chorągiewkami, tak by wiatr niósł w obie strony ich modlitwy, pobożne życzenia i duchowe wsparcie. Rodzice obiecują, że postarają się odwiedzić swe dziecko na przykład z okazji świąt,  na Losar, czyli tybetański Nowy Rok.

Każda tybetańska matka pielęgnuje nadzieję, że jej dziecko  po ukończeniu szkół i zdobyciu wykształcenia, które będzie odpowiadało jego talentom, zainteresowaniom i naturze, powróci do rodzinnego domu, gdzie wszyscy na nie czekają. Cała rodzina ma nadzieję, że  wykształcony Tybetańczyk będzie mógł w przyszłości coś dobrego uczynić dla swojej ojczyzny. Niestety zaledwie garstka dzieci decyduje się na powrót. Nie dlatego, że tęsknota za domem z czasem staje się mniej bolesna, lecz z obawy przed represjami, które czekają na nich w chińskim więzieniu, jeśli ich powrót zostanie odkryty. Dzieci przed ostateczną rozłąką z rodzicami mocno wtulają się w ich ramiona i wpatrują się w kochające twarze, by na zawsze je zapamiętać. Czasem malują ich portrety, tak jak jeden chłopców, który powiedział, że mając go zawsze przy sobie, kiedy już dorośnie i zdobędzie wykształcenie, wróci do Tybetu najszybciej jak tylko będzie mógł. Odnajdzie swoich rodziców i znów będzie ich mógł przytulić.

Życzę wszystkim dzielnym małym uchodźcom, by cali i zdrowi mogli kiedyś bezpiecznie wrócić w rodzinne strony i aby ich barwne modlitewne chorągiewki dawały im siłę i błogosławieństwo każdego dnia.