Trudne tematy, odc. 11: Opieka hospicyjna i jakże istotne bycie z chorym

Dorota Suder

Dzisiejszym tematem mych rozważań będzie opieka hospicyjna. Temat niewątpliwie smutny, gdyż każdy z nas marzy by jak najdłużej cieszyć się dobrym zdrowiem, samodzielnością i niezależnością. Są jednak sytuacje wynikające, gdy chory staje się pensjonariuszem domu hospicyjnego. Nie mnie oceniać jakie są prawdziwe powody, dla których cierpiący członek rodziny udaje się do takiej placówki. Może jest samotny, może rodzina nie jest w stanie nadal sprawować nad nim opieki, bądź sam podjął taką decyzję. Każdy chory człowiek, a szczególnie wymagający opieki długoterminowej, powinien żyć w otoczeniu dobrych i życzliwych osób, dla których będzie kimś szczególnie bliskim. W takim miejscu jak hospicjum, powinni pracować ludzie o wyjątkowych przymiotach ducha, którzy wczuwają się w sytuację chorego i zawsze służą mu pomocą. Pomoc ta nie tylko obejmuje realizację jego potrzeb życiowych takich jak: żywienie, zabiegi pielęgnacyjne i systematyczne podawanie leków, lecz dotyczyć także powinna sfery ducha, w której nie może zabraknąć rozmowy z chorym, jego wysłuchania czy jakże niezmiernie ważnego bycia z chorym, trwania przy nim, podążania za nim, dzielenia wraz z nim przestrzeni.
Nieraz jedynym marzeniem chorych jest to, by ktoś potrzymał ich za rękę, przytulił, obdarzył ciepłym uśmiechem i starł krople potu z ich wymęczonej chorobą twarzy. Nie trzeba wiele, by chory w tym właśnie miejscu odnalazł nadzieję. Wystarczy czuwająca przy nim bratnia dusza, która nie pozwoli mu na samotną walkę z chorobą. Bo tak naprawdę nigdy nie wolno tracić nadziei, zawsze i do końca, póki życie trwa póty towarzyszy mu siła, która może czynić cuda. Osobą duchowną, która tak wytrwale i pięknie służyła pomocą w hospicjum był ksiądz Jan Kaczkowski. Człowiek zasługujący na wielkie uznanie i szacunek, gdyż sam przez lata walczył z glejakiem, jednym z najbardziej agresywnych nowotworów mózgu. Zapytany, czy ta posługa i zaangażowanie w sprawy chorych dodatkowo go nie obciąża, jego już i tak schorowanego organizmu, stwierdził, że jego misja wyzwala w nim nowe pokłady sił, energii, dzięki której może pomagać innym. Nie myślał wtedy o swojej chorobie, gdyż idea niesienia pomocy umacniała go i nadawała sens jego życiu. Myślę, że opiekuńcze skrzydła księdza Jana Kaczkowskiego, jak i wielu innych dobrych ludzi, podobnie myślących i kierujących się takimi wartościami jak wrażliwość, szacunek i empatia, uczyniły życie chorych lepszymi, gdyż ich świetliste serca niosły i niosą ukojenie dla zbolałych dusz, które może uleczyć jedynie prawdziwa miłość bliźniego.
Bycie nadzieją
Kiedy opiekuńcze skrzydła
Nad bliźnim roztaczamy
To w świetle nadziei
Jego świat skąpany
I naszą miłością
Podbudowany!