Grzegorz Sieradzki – najważniejsza misja

Dorota Suder

Człowiek, który dużo przeżył, widział i doświadczył ma nadzieję, że już nic złego go nie spotka. Tak myślał też i Grzegorz Sieradzki, żołnierz, który odsłużył czterokrotnie misję w Libanie i dwukrotnie w Afganistanie, gdzie było szczególnie niebezpiecznie.  Po 25 latach służby i powrocie do Polski, postanowił przejść na wojskową emeryturę. Za wojenne przygody zapłacił życiem rodzinnym i rozpadem małżeństwa, które nie wytrzymało długich miesięcy rozstania i życia w stresie. Zaczął robić to, na co dotychczas nie miał zbyt wiele czasu – uprawiać sport, a przede wszystkim w każdej wolnej chwili jeździć na nartach. Widocznie nie była mu pisana samotność, gdyż oddając się narciarskiej pasji poznał na stoku Joannę. Wkrótce zostali parą i życie zdawało się Grzegorzowi na powrót układać. Tak silny i zahartowany przez życie 47-letni mężczyzna mógł przypuszczać, że ma przed sobą jeszcze długie i szczęśliwe życie.

Podczas jednej z górskich eskapad zauważył, że dwa palce u ręki nie działają tak jak dotychczas. W pewnym momencie nawet przekręcenie klucza w zamku staje się niewykonalne. Od neurologa dowiedział się, że prawdopodobnym źródłem tych dolegliwości jest szyjny odcinek kręgosłupa. Lekarz skierował go na rezonans magnetyczny, by upewnić się co do diagnozy.  Nie potwierdził jej jednak i musiał postawić nową – rozpoznał SLA (sclerosis lateralis amyotrophica), stwardnienie zanikowe boczne.  Skoncentrowany na służbie wojskowej Grzegorz nie skupiał się na niedyspozycjach zdrowotnych, które nie mijały mimo stosowania antybiotykoterapii. Naukowcy nadal nie wiedzą co jest przyczyną tej okrutnej i bezwzględnej choroby. Przypuszcza się, że duży wpływ na jej rozwój ma silny stres i wysiłek, czego niewątpliwie przez wiele lat doświadczał żołnierz. Musiał to być jeden z wielu czynników, gdyż nie on jeden bał udział w misjach zagranicą, a tylko niewielu byłych żołnierzy cierpi na tego rodzaju chorobę.

Życie upływało odtąd przede wszystkim w domu, gdyż szybki postęp choroby odebrał mu władzę w rękach i nogach. Choroba mocno też osłabiła działanie przepony, którą trzeba wspomagać koncentratorem tlenowym. Na szczęście Grzegorz nie jest sam. Czuwa przy nim jego górska miłość – Joanna. Oboje spodziewają się dziecka. Czekają na jego narodziny. Grzegorz Sieradzki marzy by stać go było na zakup schodołazów, dzięki którym mógłby w słoneczną pogodę wybrać się na spacer po parku z rodziną. Wszystkie dotychczasowe oszczędności przeznaczył na zakup leków spowalniających chorobę.  Leki nie przyniosły spodziewanej poprawy. Pozostała nadzieja w przeszczepieniu komórek macierzystych. Grzegorz nie poddaje się.

Według artykułu z Dziennika Polskiego (27 marca 2015 r.).