Oddałam nerkę synowi



Źródło: Transplantacja nerki - Kompendium dla chorych i ich rodzin oraz personelu medycznego (Solidarnie dla transplantacji)


Oddałam nerkę mając 52 lata. W 2011 roku syn zachorował na wrzodziejące zapalenie jelita grubego. W 2014 roku zaczęły się problemy z nerkami, następował powolny wzrost kreatyniny. W 2015 została założona przetoka. W styczniu 2017 syn rozpoczął dializy. Decyzję o tym, że chciałabym pomóc synowi zostając dawcą podjęłam od razu, gdy tylko syn został włączony w program dializ. Rozmawiałam z ordynatorem o transplantacji, który poparł moją decyzję.

Zaczęliśmy przygotowywać się do przeszczepienia. Syn otrzymał skierowania na szereg badań. Po drodze zaczęły się problemy zdrowotne: gastroskopia wykazało u syna nadżerki, które trzeba było leczyć. Tym samym termin przeszczepienia oddalał się. Jeszcze w trakcie badań kilka razy zgłaszałam się do ordynatora stacji dializ. W pewnym momencie na moje pytanie

„Kiedy otrzymam skierowanie na badanie kwalifikacyjne do Kliniki Transplantologii w Bydgoszczy?” otrzymałam odpowiedź „Proszę się zastanowić. Syn może otrzymać nerkę od dawcy zmarłego, czy nie lepiej poczekać”. W tym momencie zaczęłam się zastanawiać, analizować razem z rodziną czy jednak czekać, ale nadal byłam przekonana, że moja decyzja o oddaniu nerki jest słuszna. Nie mogłam patrzeć jak syn cierpi, jeżdżąc trzy razy w tygodniu na dializy. Podziwiałam go za to, że w czasie dializ pracował. Wspierałam go przez cały czas choroby. W lipcu 2017 r. spotkałam się z Kierownikiem Kliniki Transplantologii. Miałam do Pana Profesora wiele pytań:

  • Czy mogę zostać dawcą nerki przy tej samej grupie krwi?
  • Jak jest różnica pomiędzy dawcą żywym a zmarłym?
  • Do kogo mam się zwrócić na tym etapie badań?
  • Jaka jest długość życia nerki od dawcy żywego?
  • Jakie są zagrożenia dla dawcy i biorcy nerki?
  • Czy mogę poddać się badaniom wstępnym, skoro syn nie znajduję się jeszcze na ogólnopolskiej liście osób oczekujących na przeszczepienie?

Otrzymałam odpowiedzi precyzyjne i bardzo rzeczowe. Po moich wątpliwościach zostałam tak podbudowana, że utwierdziłam się w przekonaniu o mojej decyzji. Po tej wizycie i rozmowie z synem podjęłam ostateczną decyzję: jeżeli badania wstępne będę pomyślne, a bardzo w to wierzyłam zostanę dawcą dla swojego syna.

Przez cały czas byłam aktywna zawodowo. Moja praca obejmuje odpowiedzialność za handel, marketing i sprzedaż czyli zarządzanie zespołem pracowników, wyjazdy i spotkania służbowe. Praca i zaangażowanie pozwoliły przetrwać te trudne chwile.

Najważniejszymi osobami w tym czasie byli członkowie mojej rodziny i przyjaciele, na których zawsze mogłam liczyć. Wsparcie kochających ludzi jest bardzo ważne w takich momentach.

W wrześniu 2017 roku zgłosiłam się telefonicznie do punktu konsultacyjnego w Szpitalu Uniwersyteckim Nr 1 im. Dr. A. Jurasza w Bydgoszczy do koordynatora transplantacyjnego w celu umówienia się na wizytę konsultacyjną. Został ustalony termin spotkania. W tym samym miesiącu wraz z synem spotkaliśmy się z zespołem konsultacyjnym. Na spotkaniu w obecności chirurga transplantologa, lekarza chorób wewnętrznych, psychologa i koordynatora transplantacyjnego otrzymaliśmy wyczerpujące odpowiedzi na temat sposobu i kwalifikacji:

  • do pobrania i przeszczepienia nerki od dawcy żywego;
  • ryzyka dla dawcy i biorcy.

Jedno z pytań do syna brzmiało: „Czy gdyby znalazł się dawca zmarły nadal chciałbyś nerkę    od Mamy” Odpowiedź była następująca: „Nie, wtedy przyjąłbym nerkę dawcy zmarłego”. Przedtem nie rozmawialiśmy na ten temat i nie spodziewałam się takiej odpowiedzi. W tym momencie dojrzałość i świadomość mojego syna bardzo mnie wzruszyła. Otrzymaliśmy materiały edukacyjne.

Od tego momentu byłam w stałym kontakcie z koordynatorem transplantacyjnym. Zostałam poinformowana o terminie zgłoszenia się do Kliniki Transplantologii i Chirurgii Ogólnej. Przed rozpoczęciem hospitalizacji zostałam poinformowana, gdzie i o której godzinie mam się zgłosić ze skierowaniem od lekarza rodzinnego

W czasie hospitalizacji zostałam poddana następującym, licznym badaniom i konsultacjom:

  • Badania Laboratoryjne
  • Diagnostyka chorób tarczycy
  • Diagnostyka infekcji
  • Oznaczenia markerów nowotworowych
  • Badania radiologiczne
  • Konsultacja okulistyczna, ginekologiczna
  • Konsultacja psychologiczna

Wszystkie badania i konsultacje zostały tak perfekcyjnie zorganizowane przez lekarzy, koordynatora, zespół pielęgniarski i sanitariusza Klinki, że czułam się bezpieczna, spokojna, bez jakichkolwiek niespodzianek. Okazało się, że jestem zdrowa i mogę zostać dawcą nerki dla syna. W trakcie pobytu na oddziale zdecydowałam się na pobranie nerki metodą laparoskopową.

Ważna rzecz, którą zapamiętałam do dnia dzisiejszego, to pytanie: „Czy czyta Pani wiadomości o transplantacji w internecie?”.  Moja odpowiedź brzmiała: „Korzystam tylko z porad lekarzy i strony internetowej www.zywydawcanerki.pl”. Potwierdzono słuszność mojego postępowania. Zgadzam się w 100% z tą opinią, bo najgorszą krzywdę jaką można sobie sprawić, to czytanie informacji na „Doktor Google”. Nie polecam ani dawcom ani biorcom czytania takich porad. Najlepsze informacje otrzymuje się od koordynatorów transplantacyjnych.

Po badaniach ma oddziale koordynator, która sprawuje nadzór nad realizacją planu kwalifikacji poinformowała mnie o terminie próby krzyżowej zaplanowanej na 9 stycznia 2018 roku.

Od tego dnia czekaliśmy oboje z synem na wynik badania. Syn i ja cały czas pracowaliśmy.    Nie mogę powiedzieć, że był to łatwy czas dla nas i naszej rodziny. Dużo na ten temat rozmawialiśmy. Nadszedł dzień 9 stycznia. Pojechaliśmy do Szpitala Klinicznego Dzieciątka Jezus w Warszawie, pobrano nam krew i czekaliśmy na wyniki badań. Następnego dnia dowiedzieliśmy się, że badania immunologiczne wykazały ryzyko odrzucenia nerki przez syna. W tym momencie nie mogłam zostać dawcą. Gdy się o tym dowiedziałam płakałam, w pierwszej chwili nie wiedziałam, co się wokół mnie dzieje. Byłam bezradna i bezsilna, że nie mogę pomóc własnemu synowi. Patrzyłam na syna, który czekał z niecierpliwością na prawidłowy wynik, oboje byliśmy pewni, że dojdzie do przeszczepienia. W tym czasie, w tym dniu wydawało mi się, że świat się zawalił. Nadzieja powróciła, kiedy zadzwoniła do mnie Pani Koordynator i dowiedziałem się, że będziemy mieli jeszcze raz wykonywaną próbę krzyżową. Wyznaczono dzień 8 marca 2018 roku.

Czekaliśmy dwa miesiące w tym czasie pracowaliśmy i pocieszaliśmy się, że wszystko będzie dobrze. Nadszedł dzień 8 marca. Jadąc do Warszawy oboje z synem podeszliśmy do badania bardziej na luzie. Stwierdziliśmy, że jeżeli próba się powiedzie, to będzie bardzo dobrze, a jeżeli nie to będziemy czekać na dawcę zmarłego. W tym samym dniu dowiedzieliśmy się, że nie ma przeciwskazań do przeszczepienia. Był to dzień wielkiej radości. Dnia 12 marca zgłosiliśmy się do Kliniki Transplantologii i Chirurgii Ogólnej. Oboje z synem zostaliśmy położeni obok siebie czekaliśmy na operację.

Nadszedł dzień 14 marca 2018 roku – dzień przeszczepienia. Oboje zostaliśmy tak przygotowani, że nie odczuwaliśmy strachu tylko radość. Pojechałam na blog operacyjny jako pierwsza, później został zabrany syn. Po południu oboje leżeliśmy na sali. Cały czas byliśmy pod fachową opieką personelu medycznego. Cały czas opiekował się nami Pan Profesor, około północy przy- szedł i powiedział do mnie: „A teraz Mama posłucha tak, jak słucha się bicia serca nienarodzonego dziecka, pracę nerki syna”. Popłakałam się, słysząc przepływ krwi przez „naszą” nerkę zbadany u syna specjalnym ultrasonografem. Było to dla mnie bardzo ważne i wzruszające przeżycie.

Po przeszczepieniu czekaliśmy na wyniki badań syna – najważniejsze to spadek kreatyniny. Po dwóch pierwszych dobach kreatynina spadła z 7 mg/dl do 3,6 mg/dl, w następnych dniach do 2,4 mg/dl. Ja czułam się dobrze. Zabieg laparoskopowy daje możliwość szybkiego powrotu do zdrowia. W poniedziałek poszłam do domu, natomiast syn pozostał w szpitalu tydzień dłużej, wychodząc ze stężeniem kreatyniny 1,9 mg/dl. Natomiast moja kreatynina przy przyjęciu do szpitala była 0,8 mg/dl, czyli w normie, i po usunięciu nerki i do momentu wyjścia ze szpitala pozostała na tym samym poziomie.

Po powrocie do domu oboje czuliśmy się dobrze. Oczywiście, jak po pobycie w szpitalu i przebytych operacjach byliśmy trochę osłabieni. W ciągu dwóch tygodni stawiłam się w Klinice na badania kontrolne. Wyniki były dobre: kreatynina 0,8 mg/dl, czyli moja nerka, która została, bardzo dobrze podjęła prace także za nerkę oddaną synowi. W tym czasie najważniejszy był mój syn, czyli obawa o pracę przeszczepionej nerki – podjęcie przez nią prawidłowej czynności. Dzięki wspaniałej opiece czuliśmy się bezpieczni. Syn po dwóch tygodniach po wyjściu ze szpitala zgłosił się na poradni transplantacyjnej, gdzie zbadano krew, mocz i wykonano USG.

Po badaniach okazało się kreatynina spadła do 1,6 mg/dl – nerka przeszczepiona pracowała prawidłowo. Następna nasza wizyta odbyła się pod koniec maja, na której przeprowadzono te same badania, u syna stężenie kreatyniny wynosiło 1,34 mg/dl moja 0,8 mg/dl. Cieszyliśmy się, że jesteśmy zdrowi. Następne badania wykonano pod koniec czerwca: u syn była kreatynina 1,33 mg/dl, u mnie 0,8 mg/dl. Do dnia dzisiejszego, a minęło pół roku od pobrania i przeszczepienia, wyniki się nie zmieniły.

Oboje jesteśmy pod opieką Poradni Transplantologicznej w Bydgoszczy i tam pozostaniemy pomimo odległości. Mamy 180 km od naszego miejsca zamieszkania. Jest to miejsce gdzie przeżyliśmy bardzo trudne, a zarazem radosne chwile.

Od momentu wyjścia ze szpitala do dnia dzisiejszego nasze życie na tyle się zmieniło, że jesteśmy bardziej ze sobą związani emocjonalnie. Syn w maju wrócił do pracy. Przed dializami uprawiał sport w trakcie dializ musiał zaprzestać, dlatego że czuł się bardzo słaby, dużo spał. Po trzech miesiącach od przeszczepienia rozpoczął uprawiać sport.

Ja wróciłam do pracy jestem sprawna fizycznie, lubię chodzić z kijkami. Od momentu podjęcia decyzji o oddaniu nerki synowi spotykałam się z różnymi reakcjami ludzi. W momencie, kiedy przygotowywałam się do operacji pytania były różne np.:

  • Dlaczego oddajesz swoją nerkę?
  • Nie boisz się?
  • Czy nie możesz poczekać na dawcę zmarłego?
  • Czy jesteś pewna swojej decyzji?
  • Na czym polegają – badania przed operacją?
  • Jaką masz pewność, że nerka będzie pracować?
  • Co to jest próba krzyżowa?

Odpowiadałam na wszystkie zadawane pytania, powtarzałam, że się nie boję, oddaję nerkę po uważam, że nerka osoby blisko spokrewnionej będzie najlepsza dla jego organizmu. Zauważyłam bardzo duże zainteresowanie osób bliskich, przyjaciół, znajomych. Wszystkim opowiadałam jak wygląda przygotowanie do pobrania i przeszczepienie. Słuchanie i zadawanie pytań było w każdym przypadku takie samo. Po próbie krzyżowej 9 stycznia 2018 roku znowu zadawano wiele pytań – jedni uważali, że podjęłam zła decyzję, inni, że mam się nie poddawać i walczyć. Na ogół inni nie są w stanie zrozumieć sytuacji w której się znajdą to akurat każdy z nas bardzo dobrze wie. Żeby zrozumieć sytuację drugiego człowieka trzeba samemu coś podobnego przeżyć.

Po pobraniu i przeszczepieniu zaczęłam spotykać się z ludźmi z różnych środowisk i pojawiły się następujące pytania:

  • Dlaczego nie starasz się o rentę, przecież jesteś chora?
  • Czy życie bez jednej nerki jest takie samo jak przedtem?
  • Jak to się stało, że byłaś w stanie oddać własną zdrową nerkę?
  • Jak dalej będziesz żyła?
  • Ile to kosztowało?

Były to pytania, które bardzo mnie zaskoczyły. Przecież na rentę nie idzie się po oddaniu nerki. Musiałam być zdrowa, aby oddać nerkę. Nawet pracodawca o to pytał. Wróciłam do pracy. Zajmuje to samo stanowisko co przedtem. Jestem zdrowa, i cieszę się życiem. Wykonuję te same obowiązki z jeszcze większym zaangażowaniem. Do tej pory trudno mi jest zrozumieć środowisko. Przekonałam się, że trzeba o tym jak najwięcej rozmawiać, informować bo ludzie nie za dużo na ten temat wiedzą. Po  oddaniu nerki można uprawiać sport. Zawsze lubiłam   i lubię nordic walking. Jest to sport, który bardzo odpręża, pozwala zapomnieć o kłopotach dnia codziennego. Żyje się w pracy i pasji sportowej tak samo jak przed operację.

Na pytanie: „jak żyje się bez jednej nerki?” odpowiedziałam: „Tak samo, nie ma żadnej różnicy”. Zasugerowano: „Czyli można sprzedać nerkę, skoro nie ma żadnej różnicy?”. Oczywiście było  to przez pytającego obrócone w żart, ale takie pytania pojawiają się w głowach ludzi.

Na pytania jak to się stało, że oddałam nerkę, odpowiadam: „Przecież oddałabyś nerkę własnemu synowi, córce najbliższej rodzinie.” Spotkałam się z różnymi reakcjami: po chwili zastanowienia potwierdzono: w innym przypadku usłyszałam: „No nie wiem, czy bym to zrobiła. Słyszę co opowiadasz, ale nie wiem, czy bym się tego podjęła”. Gdy spotykam ludzi, którzy o przeszczepieniu słyszeli albo z tym się bliżej spotkali, to mimo wszystko uważnie słuchają i zadają wiele pytań.

Spotkałam się z pytaniem „To cię musiało bardzo dużo kosztować”. Gdy wyjaśniam, że przesz- czep nic nie kosztuje, to rzadko kto w to wierzy. To jest następny przykład, że ludzie doszukują się drugiego dna, które nie istnieje. Gdzieś w podświadomości nie wierzą w to co mówię.

Po oddaniu nerki nabrałam większej pewności siebie, jakbym stała się kimś ważnym. Syn przed przeszczepieniem był zamkniętym w sobie młodym mężczyzną – mało rozmawiał nawet ze mną, nie można było nieraz do niego dotrzeć. W tej chwili odczuwamy niesamowitą więź między sobą.

Bardzo ważne jest uświadomienie potencjalnym dawcom, że oddanie nerki nie jest zabiegiem bolesnym oraz nie skutkuje pogorszeniem stanu zdrowia. Osoby, które ofiarują – ten narząd żyją tak samo długo jak inni, zdrowi ludzie. Oddanie nerki nie działa niekorzystnie na dalsze życie. Jedyne co teraz muszę robić, to pić dwa litry wody dziennie i dbać o siebie jak każdy inny.

Mam nadzieję, że to co opisałam pomoże wielu rodzinom oraz osobom w podjęciu decyzji  o oddaniu do przeszczepienia swojej nerki bliskiej osobie, która tego potrzebuje, by żyć.

Opublikowano: 12 lutego 2019